czwartek, 11 maja 2017

Zwichnięcie stawu skokowego

          Dzisiaj chciałabym opowiedzieć, jak pomogłam sobie w wyleczeniu ostrego stanu zapalnego stawu skokowego. Jak już wskazuje tytuł mojego posta, ten stan zapalny został spowodowany wcześniejszym zwichnięciem, do którego doprowadziła nieumiejętna pozycja klęcząca. Jakoś tak dziwnie wykrzywiła mi się stopa podczas klęczenia, że stało się.... Poczułam ból niesamowity, pojechałam do kręgarza, bardzo zaufanego zresztą, który nigdy nikomu nie zrobił żadnej krzywdy.
Jednak stanu zapalnego nie uniknęłam. Może nie byłam zupełnie zdrowa i dlatego była taka reakcja organizmu. W każdym bądź razie ból był bez przerwy, nie ustępował ani na chwilę. Kiedy skakałam na jednej nodze do łazienki, to prawie traciłam przytomność z powodu wysiłku i bólu. Okazało się, że mam gorączkę. Na prawdę nie było wiadomo, co ze mną robić. Była u mnie pewna osoba, która zajmuje się takimi powikłaniami, ale rozłożyła bezradnie ręce. Myślałam więc intensywnie, jak mogłabym sobie pomóc, ale nie było to łatwe, bo jak może leczyć się sama tak bardzo chora osoba.
Takie zwykłe leki, jak Arnika, Ruta czy nawet Symphytum okazały się zupełnie nieskuteczne, chociaż teoretycznie stosuje się je po zwichnięciach.  
          Sugerując się faktem, że w obrazie leku Lachesis ucisk, dotyk i gorąco pogarszają stan zdrowia, a tak było właśnie u mnie, zaaplikowałam sobie ten lek homeopatyczny. Upłynęło nie więcej, jak 10- 20 min, a ja uzmysłowiłam sobie, że nie czuję już bólu nogi. Piszę "nogi", gdyż miałam wrażenie, że od tego stawu skokowego boli mnie cała noga, najwidoczniej ból promieniował. Ból ustąpił tak szybko, że zwątpiłam, która to była chora ta noga, prawa czy lewa. Jeszcze nie dowierzałam, dotykałam, uciskałam, a tu nie czuję nic. To była naprawdę super sprawa, nie do uwierzenia.
         Jak jesteśmy już przy sprawach ruchowych, to nadmienię jeszcze o jednej sytuacji, która również spędzałaby mi sen z oczu, gdybym sobie nie pomogła. Ciągnęłam sanki z moimi bliźniaczkami i nagle poczułam ból gdzieś w nodze, dokładnie już nie pamiętam, w którym miejscu. Ponieważ zrobiło mi się to nagle, wzięłam lek Aconitum, po dwóch, trzech godzinach pod moim językiem "wylądowały" granulki Arniki, bowiem po pierwszym leku stan się poprawił, ale nie było jeszcze zupełnie dobrze i nic już się więcej nie zmieniało. Arnika dokończyła to, czego nie skończyło Aconitum.
Efektem było to, że bardzo szybko zapomniałam, że w ogóle mi coś było.

środa, 3 maja 2017

Sącząca się wydzielina z kończyn dolnych czy to na pewno skutek niewydolności krążenia?

                   Moja 80- letnia mama od lat leczyła się bezskutecznie lekami chemicznymi  na nadciśnienie.  Regulowała to nadciśnienie lekami homeopatycznymi, różnymi na poszczególnych etapach życia, zmienianymi w zależności od przyczyny jego wystąpienia. Kierowałam tym leczeniem przez lata, najpierw zalecałam odpowiednie leczenie w rozmowach telefonicznych. W późniejszych latach, kiedy mama już zamieszkała u mnie miałam ułatwione zadanie. Wiele razy mama była hospitalizowana z powodu migotania przedsionków.  Poza lekami, które jej zalecano, a które nie były skuteczne, stosowano Heparynę, czasami zastrzyki przeciwko miażdżycy podawane do brzucha. Jednak dopiero indywidualnie dobrany lek homeopatyczny, przerywał to nieszczęsne migotanie przedsionków. Piszę "nieszczęsne", gdyż każde takie migotanie bardzo osłabiało moją mamę. W czasie jego trwania  następuje bowiem upośledzenie krążenia. Najgroźniejszym powikłaniem tego stanu jest tworzenie się zakrzepów w przedsionkach wskutek zwolnionego prądu krwi. 
                           Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiła się u mamy sącząca się wydzielina z kończyn dolnych, lekarz prowadzący leczenie mojej mamy uznał, że jest to skutek niewydolności krążenia. Chciałabym zaznaczyć, że wydzielina była bardzo obfita, bardzo utrudniała życie mojej mamie, przeciekała przez bandaże, często trzeba było je zmieniać. Jednak nie mogłam się zgodzić z diagnozą lekarza, chociaż bardzo go szanowałam. Zauważyłam bowiem, że zanim pojawiła się ta wydzielina z kończyn dolnych, moja mama bardzo mocno drapała nogi, aż do krwi. Wskutek osłabionego krążenia, ale jeszcze nie była to niewydolność nogi  bardzo mamę swędziały. Założyłam więc, że jest to wydzielina bakteryjna i skierowałam leczenie na tę chorobę, na zapalenie skóry.  Kiedy próbowałam zasugerować lekarzowi, że jest to najprawdopodobniej  zapalenie, stanowczo zaprzeczył. Wiem na pewno, że nie udałoby mi się wyleczyć tego schorzenia, gdyby było ono skutkiem niewydolności krążenia. Koleżanka opiekująca się starszymi ludźmi zagranicą wie że taka wydzielina towarzyszy chorym do końca życia. Potwierdziła to również zaprzyjaźniona  dr Homeopata. Nie muszę chyba pisać, jaka wielka była  radość moja  i całej rodziny, najbardziej jednak mamy, kiedy skóra zagoiła się zupełnie. Stosowałam leki homeopatyczne , jakie stosuje się przy ropnych bakteryjnych zapaleniach. Były to na pewno: Hepar sulfuris, nozod Pyrogenium, Silicea. Nie pamiętam, czy podawałam Mercurius solubilis. Wiem na pewno jednak, że zakończyłam leczenie Phosphorus-em
                       Tak wielkie są możliwości leczenia homeopatycznego. Moja mama zachowała komfort życia, do końca życia chodziła bez żadnych bandaży, a lekarz, który widział, że zmiany cofnęły się  nie powiedział dosłownie nic. Dodam tylko, ale to już chyba samo z siebie wynika, że leczenie mamy prowadziłam w czasie, kiedy była hospitalizowana.