wtorek, 10 września 2019

Srodki wywołujące reakcję

    Tak dużo mówi się o leku konstytucyjnym, np. że  na pierwszej wizycie dobrano  mi lub dziecku konstytucję. Pojawiają się pytania, czy zawsze ten lek poradzi sobie z wszystkimi problemami chorego, a przede wszystkim, czy został on właściwie dobrany, no i jak długo będzie  pomagał. U każdego bowiem człowieka można zaobserwować postępującą z wiekiem stopniową przemianę konstytucji. Często podana jedna dawka leku homeopatycznego "robi swoje". Każda następna już niczego nie zmienia. Myślę, że nie ma sensu wtedy dłużej kontynuować takiego leku, chociaż jestem prawie pewna, że ta jedna dawka była potrzebna- wręcz niezbędna, żeby móc " iść dalej". Uważam, że lepiej będzie dla wielu chorych najpierw doleczyć choroby, które wcześniej zostały stłumione antybiotykiem czy w jakiś inny sposób, a potem dopiero dobrać lek konstytucyjny. Dopiero wtedy podany, na zakończenie infekcji, spowoduje, że pacjent będzie rzadziej chorował i leczenie będzie o wiele prostsze. Lek  Sulfur jodatum  podany na zakończenie infekcji pewnej osobie, a raczej nie będący jej lekiem konstytucyjnym, spowodował, że ustąpiły jej w końcu nawracające zapalenia zatok i to z ropnymi zielono- żółtymi wydzielinami.  Osoba ta została wreszcie doleczona i zapomniała, że miała kiedykolwiek takie kataralne problemy. Wcześniej oczywiście podawane były inne leki leczące zapalenie zatok i wskazane u tej konkretnej osoby. Nie trwało to jednak "wieki". Warto wiedzieć, że Sulfur jodatum jest podstawowym środkiem wskazanym, kiedy organizm nie reaguje na bodźce lecznicze. Często właśnie ten lek toruje lekom drogę do wyleczenia. Zanim to nastąpi, przez krótki czas objawy niewyleczonych chorób nasilą się.  Poza tym często zastanawiam się, jak różni są jednak ludzie. Jedni po zastosowaniu antybiotyku mają spokój nawet  2- 3 lata, inni  3- 6 miesięcy, a jeszcze inni - chorzy są ponownie  nawet po 3 tygodniach. Celowo napisałam: "mają spokój", a nie "są wyleczeni", gdyż nie wierzę, że antybiotyki leczą. Są jednak potrzebne do ratowania życia. Myślę, że dla tych ludzi, którzy przyszli na świat z większą odpornością, nawet dobrany mniej starannie lek homeopatyczny może okazać się skuteczny na dłuższy okres czasu. Ci mało odporni jednak, potrzebują dokładnie dopasowanego leku, żeby zostać wyleczonymi.  Wiadomo, że antybiotyki nie leczą infekcji wirusowych, ale bardzo często do takiej infekcji dołączają się  infekcje bakteryjne i mamy do czynienia z infekcją mieszaną. Jeżeli pacjent otrzyma antybiotyk, kiedy w jego organizmie " króluje", że tak powiem infekcja wirusowa, jego odporność tak mocno ulegnie osłabieniu, że będzie miał ogromne problemy z jej wyleczeniem. Dlatego też proponuję, żeby w momencie, kiedy pacjent czuje się bardzo źle, ma wysoką gorączkę, a lekarz zbyt szybko skazuje nas czy chore dziecko na antybiotyk,  nawet na własny koszt zrobić badanie krwi OB, Crp, morfologię z rozmazem. Przy infekcji powiedzmy paciorkowcowej te parametry będą mocno podwyższone. Mniej szkody przyniesie antybiotyk w momencie, kiedy z punktu widzenia medycyny jest bardzo potrzebny. Pacjenci są wtedy straszeni możliwością wystąpienia zapalenia mięśnia sercowego, stawów, a nawet sepsy. Jednak podany również w takiej sytuacji u wielu dzieci, także dorosłych powoduje, że te infekcje bakteryjne szybko wracają, o czym już niejednokrotnie pisałam. Jednak, jeżeli homeopaci, którzy są akurat "osiągalni" nie mają pomysłu na wyleczenie ciężkiej infekcji, należy podać antybiotyk. Oddzielny problem stanowi  pojawienie się innych dolegliwości, innych zaburzeń po ustąpieniu problemu, którym się zajmujemy. Znając prawo naturalne wg Heringa: "W przebiegu leczenia naturalnego objawy chorobowe ustępują z góry w dół, ze środka na zewnątrz, najpierw z narządów najważniejszych życiowo, a następnie z mniej ważnych, w odwrotnej kolejności do tej, w jakiej rozwijały się w czasie". Kiedy ja zaczynałam ok. 30- lat temu leczenie lekami homeopatycznymi miałam na celu tylko i wyłącznie uniknięcie antybiotyku, uważałam to wtedy za wielki sukces. Obecnie uważam, że ustąpienie objawów chorobowych nie jest równoznaczne z całkowitym wyleczeniem, oczywiście, gdy leczy się chorobę przewlekłą. Obecnie jednak coraz więcej jest takich właśnie chorób. Większość dzieci, które przychodzą na świat jest zdrowych. Jednak zdrowie ich w miarę upływu czasu  ma tendencję do powolnego pogarszania się. Chorują ludzie, kiedy są podatni na daną chorobę. W przeciwnym razie choroba nie rozwija się.

czwartek, 13 czerwca 2019

Trudny przypadek leczenia infekcji paciorkowcowej

  Już długo zbieram się, żeby opisać przypadek leczenia  jednego z 4- letnich bliźniaków, który ok. 4 miesiące po "wyleczeniu"szkarlatyny antybiotykiem rozchorował się ponownie. Antybiotykiem również leczył zapalenie oskrzeli, kiedy miał roczek. Michał, bo tak miał na imię, zachorował kilka dni po bracie i o wiele trudniej było go wyleczyć, niż tego, który zachorował, jako pierwszy. Podobnie było z moimi bliźniaczkami- ta, która zachorowała jako druga, przechodziła infekcję o wiele gorzej. Miało to miejsce, kiedy (za każdym razem zresztą) miałam nadzieję, że już nie zachoruje- tym bardziej byłam zawiedziona i rozczarowana. U Michała choroba rozpoczęła się bólem prawego ucha poprzedzonego katarem, który nie chciał schodzić, jak to określiła mama chłopca. Michał otrzymał Hepar sulfuris. Po leku tym pojawił się w nocy kaszel  bardzo męczący, suchy, przy którym w końcu coś się tam oderwało, a nawet wydawał się mokry- i tak na zmianę. Jeśli chodzi o ucho, to zabolało w nocy i ból ustąpił bez żadnego leku, jeszcze przed podaniem Hepar sulfuris. Ok. 2 dni przed bólem ucha pojawił się katar, którego nie dało się wydmuchać. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być gęsta wydzielina lub obrzęk śluzówki. Możliwe jest, że jedno i drugie. W związku z tym, że 4 miesiące wcześniej chorował na szkarlatynę leczoną antybiotykiem, jak już wspomniałam wcześniej, należało brać pod uwagę, że wydzielina jest gęsta. Lekarz stwierdził infekcję górnych dróg oddechowych: lekko czerwone gardło przy powiększonych migdałkach. Chłopiec nie gorączkował, w nocy i w pozycji leżącej czuł się gorzej, kaszel był bardziej męczący. W dzień Michał był płaczliwy, chociaż jadł normalnie i bawił się. Po Hepar sulfuris nos zrobił się drożny, ale wydzielina biała i gęsta, drażniąca głównie spływała gardłem i to ona powodowała lub potęgowała ten kaszel. Pojawił się również ból gardła (wcześniej gardło nie bolało), kaszel już był tylko mokry, charczący od flegmy- męczący. Został podany Mercurius solubilis. Lek ten pozornie rozwiązał sprawę kataru. Początkowo dziecku ładnie odrywała się wydzielina. Jednak w końcu kaszel zrobił się suchy, nasilał się przy głębokim wdechu. Zaleciłam mamie, żeby podała Michałowi Bryonię. Nie trzeba było długo czekać, żeby ustąpił też kaszel. Jednak paciorkowce, które nie zostały wyleczone, lecz tylko stłumione antybiotykiem nie dały za wygraną. Zrobiło się spuchnięte i zaczerwienione prawe oczko. Po podaniu Apisu brak kaszlu, kataru- nosek drożny. Oczko było lepsze, ale w dalszym ciągu zaczerwienione. Jednak doświadczyłam niejednokrotnie, że dopóki nie jest coś (w tym wypadku oczko) zupełnie wyleczone, to jeszcze może być różnie. W gardle przeszkadzała chłopcu zalegająca wydzielina. W końcu zdecydowałam się na Cinnabaris. Zaczął schodzić żółty katar, przy którym początkowo Michał mówił przez nos. Potem pojawiła się obfita wydzielina z nosa, nasilił się prawostronny ból gardła, odczucie zimna, poty, gorączka- początkowo 37,7, potem 38,6. Dołączyłam do leczenia Belladonnę. Ponownie zaleciłam Mercurius solubilis i Notakehl  dwa razy dziennie. W wyniku takiego leczenia minęła gorączka,  z noska  schodził żółty, lejący katar, sam wychodził z noska- tak powiedziała mama chłopca. Oczko było w dalszym ciągu zaczerwienione. Nic dziwnego, przecież p. dr stwierdziła również zapalenie spojówek. Do Mercuriusa solubilis, Belladonny i Notakehlu zaleciłam jeszcze Pyrogenium. Kiedy po 5- dniowym leczeniu tymi lekami (Pyrogenium zostało podane 3 razy), w dalszym ciągu wydzieliny były żółte, oczko zaczerwienione i utrzymywał się kaszel, zaczęłam zastanawiać się, czy Mercurius solubilis to był dobry wybór, chociaż wiele objawów oraz przebyta szkarlatyna wskazywały w tym momencie właśnie na ten lek.   Zapytałam mamy Michała, jak przebiegało zapalenie oskrzeli, które było leczone antybiotykiem 3 lata wcześniej. Usłyszałam, że kaszel był bardzo suchy, duszący- w dzień i w nocy, nasilał się godzinę przed i dwie godziny po północy. Wtedy zaleciłam Arsenicum album. Krótko przed zaaplikowaniem tego leku chłopiec zrobił się marudny, pojawiło się też kichanie. W wydzielinie z nosa, która była dalej żółta, pojawiły się też pasemka krwi. Zarówno kichanie, jak i złe samopoczucie minęło już po pierwszej dawce Arsenicum album. W końcu zostało wyleczone zapalenie spojówek, minął też radykalnie kaszel oraz krwawe niteczki krwi z nosa. Jednak w dalszym ciągu utrzymywały się żółte wydzieliny z nosa. Chłopiec miał przy nich bardzo dobre samopoczucie. Leczenie Arsenicum album trwało 5 dni. Do niego dołączony został Hydrastis. Te dwa leki podawane na zmianę, łącznie z Notakehlem wyleczyły Michała do końca. Trwało to trochę dłużej, może dlatego,  że przez pewien czas  leczenia dziecka nie wiedziałam, że chorował na zapalenie oskrzeli i szkarlatynę. Taki fakt naprawdę jest bardzo istotny i zmienia w dużym stopniu sposób leczenia. Nadmienię jeszcze, że w czasie mojego leczenia chłopiec nie brał nic innego, poza lekami homeopatycznymi, chociaż lekarz przepisał mu różne specyfiki. Korzystał z jego pomocy tylko po to, żeby uzyskać diagnozę. Całe leczenie trwało ok. sześć tygodni.

niedziela, 14 kwietnia 2019

Ujemne skutki szczepienia- ciąg dalszy 2

    Kiedy zaczynałam pisać bloga i udostępniać poszczególne posty na Fanpage, miałam  postanowienie, że będę pisać samą prawdę. No cóż, za piękne, żeby mogło być prawdziwe- dziecko, które straciło zdrowie po szczepieniu, tym bardziej szczepionką "5 w 1" raczej nie zostanie wyleczone Chamomillą, chociaż wszystko wskazywałoby na to, że ten lek jest tym, którego potrzebuje. Nie upłynęło dwa tygodnie, Zuzia ponownie dostała gorączki. Gorączka była wysoka-   39, 8 stopni. Dziecko skarżyło się na ból zębów. Tym razem Chamomilla nie przyniosła ulgi. Mama dziewczynki poinformowała mnie, że dziąsła są ciemnoczerwone, Zuzia często zaciska ząbki. Poza tym boli ją brzuszek, nóżki, piecze pupa, no i ponownie chrupie w nosku. No więc jesteśmy w punkcie wyjścia, pomyślałam. Została podana Phytolacca pomimo tego, że nie spodziewałam się, aby była pomocna w leczeniu brzuszka czy pupy. Jednak fakt, że stosuje się ją przy ząbkowaniu lub przy infekcji, w czasie trwania której występuje przymus zaciskania dziąseł, przeważył za tym, że ją zaleciłam. Oprócz Phytolaccy podawany był Notakehl. Niestety, to leczenie nie przyniosło oczekiwanego rezultatu. Chrupanie w nosku przemieniło się wręcz w chrapanie. Podany został Lachesis- przy zapaleniu zatok ma on w obrazie zatkany odpływ wydzieliny. Poza tym Zuzia miała sińce pod oczami, wysoką gorączkę bez pocenia się, przy czym stopy były zimne. Miała też ponownie zaparcie oraz cuchnące stolce. Lachesis, to lek podawany przy ciężkiej infekcji. W jego obrazie występuje pogorszenie przed snem i po śnie, również inne modalności tego leku dotyczące m. in. kaszlu występowały u Zuzi już podczas pobytu w szpitalu. Jednak wtedy jakby zawiesiłam moje leczenie- moje pomaganie. Niecałą dobę po podaniu Lachesis  ustąpiła gorączka. Mama Zuzi poinformowała mnie, że z wymazu z nosa, który pobierany był po kuracji Phytolaccą wyszła bakteria Streptococcus pneumoniae. Chrupanie w nosku jednak pozostało, również obłożony język. Gęsta wydzielina w dalszym ciągu zalegała w nosie. Cinnabaris i Hydrastis doleczył Zuzię do końca, zarówno jeśli chodzi o zatoki, jak i problemy z brzuszkiem. Katar w końcu zaczął schodzić noskiem, poprawił się sen i ogólne samopoczucie. Oczywiście, nie można wykluczyć wystąpienia katarów i przeziębień, ale uważam, że długotrwała infekcja, która towarzyszyła Zuzi tak długo, została doleczona. Myślę też, że gdyby teraz Zuzia została "odtruta" ze szczepień, które tak bardzo w jej życiu "namieszały", ujemne skutki tego odtruwania byłyby znikome.

czwartek, 28 lutego 2019

Ujemne skutki szczepionki skojarzonej 5w 1- ciąg dalszy

  Niestety, pomimo tego, że mnie olśniło i że lek Chamomilla dla dzieci, które w tak charakterystyczny i uciążliwy sposób przechodzą ząbkowanie, był tym lekiem, którego szukałam, Zosia została hospitalizowana z powodu odwodnienia. Nie pierwszy i nie drugi raz, zanim zaczęłam leczyć to dziecko, przebywało ono w szpitalu. Tam ponownie przeprowadzono jej różne badania, łącznie z Crp i stwierdzono, że są dobre- na tej podstawie m. in. zdiagnozowano grypę. Zanim Zosia została przyjęta do szpitala, poleciłam jej mamie, żeby pojechała na wizytę do p. dr homeopatki, ta stwierdziła ostre zapalenie gardła, o czym wiedziałyśmy już przed wizytą. Ważniejsze jednak było to, że wykluczyła inne poważne choroby. Jednak leki przez nią zaordynowane- pozornie bardzo odpowiednie do tego przypadku: Mercurius sol, Pyrogenium, Arum triphyllum oraz Notakehl, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Już po Mercuriusie zrobił się cieknący, wodnisty katar, okropnie męczący kaszel, suchy dławiący.  Nos był czerwony, opuchnięty i w końcu się zatkał.  Zosia go bez przerwy tarła. Spała tylko z wysoko ułożoną głową, a zasypiała na rękach. Niestety utrzymywała się wysoka gorączka, która na kilka godzin tylko spadała po lekach przeciwgorączkowych, również homeopatycznych podawanych w wypadku grypy. Zosia w dalszym ciągu nie jadła i nie piła. Nie było sposobu, żeby ją do tego skłonić. Dlatego, jak wspomniałam wyżej, została hospitalizowana z powodu odwodnienia. Tam leczono ją objawowo, a więc zbijano gorączkę lekami oraz podłączono  Sinecod w inhalacji, po którym nos zrobił się drożny i zaczęła schodzić z niego żółtozielona wydzielina- raczej bardziej zielona, niż żółta. Gardło było określane jako wirusowe. Podawano Zosi również  krople z antybiotykiem do nosa i, kiedy przez okres doby nie pojawiła się gorączka, wypisano ją do domu. W tym momencie dziecko miało mokry kaszel, nos niby był drożny, jednak Zosia mówiła przez nos i spała z otwartą buzią. Mama po wypisaniu Zosi ze szpitala w dalszym ciągu kontynuowała podawanie kropelek do nosa z antybiotykiem oraz robiła jej inhalacje z soli. Po jedzeniu i piciu miała potrzebę odkaszlnięcia, gdyż w gardle ciągle zalegała jej flegma, ale nie miała kataru. Wiedziałam, że to jest stan chwilowy, że szybko wrócą objawy choroby. Nie jest to  przecież wyleczenie. Najważniejsze jednak, że utrzymywała się poprawa z wypróżnieniami- nie są bolesne, nie ściska więc Zosia pośladków podczas defekacji. Robi kupkę spokojnie na nocniczku i nie musi być wtedy sama- nie zasłania buzi rączkami. Jednak, jak się tego spodziewałam, po pięciu dniach mama dziewczynki ponownie poprosiła mnie o pomoc, gdyż nosek ponownie był zatkany. Wszyscy wiemy, jakie jest to uciążliwe. Tym razem w celu rozjaśnienia obrazu choroby zaleciłam jedną dawkę Sulfur Ch 9.  Nie minęło trzy dni, jak zadzwoniła mama i mówi, że owszem nosek prawie się odetkał, ale znowu pojawił się ból brzuszka, który był bardzo twardy, wzdęty. Ponownie Zosi chrupało w nosku ( chrupało, to określenie mamy ), język zrobił się biały, straciła apetyt, kupka była szczypiąca, a przede wszystkim pojawiła się znowu gorączka. Kiedy jeszcze dowiedziałam się, że bolą ją zęby, bez wahania zaleciłam Chamomillę. Następnego dnia dowiedziałam się, że wszystkie objawy ustąpiły, łącznie z gorączką oraz flegmą, która zalegała w gardle. Bolał jeszcze troszkę brzuszek, ale nie na tyle, żeby się tym niepokoić. Zastanawiałam się nieraz, jaki przebieg miałaby grypa, ostre zapalenie gardła, gdyby Zosia nie wypluła tego leku przed pobytem w szpitalu, ale naprawdę nie wiem.

wtorek, 26 lutego 2019

Skutki zaszczepienia dziewczynki szczepionką skojarzoną: 5 w 1

Pierwszy kontakt z mamą chorego dziecka, o którym chcę dzisiaj pisać miałam, kiedy zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc w leczeniu pozornie błahej infekcji układu moczowego. Miało to miejsce w czasie pobytu nad morzem. Poleciłam jej zaopatrzyć się w pewne leki, które mogłyby okazać się przydatne w czasie leczenia. Niestety, nie dane mi było nawet spróbować, bowiem mama udała się z dziewczynką do lekarza i otrzymała antybiotyk, gdyż było wysokie Crp. Cztery miesiące później mama dziecka ponownie poprosiła o pomoc, tym razem w sprawie zaparcia. Zosia bowiem nie robiła kupki 4 dni. Po dłuższej rozmowie dowiedziałam się, że dziecko dwa dni po szczepieniu przeciwko: błonicy, tężcowi, polio, krztuścowi oraz Haemophilus influenzae typu B  zachorowało na ciężkie odmiedniczkowe zapalenie nerek z wysokim Crp i białkomoczem, no i oczywiście gorączką. Tydzień przed zaszczepieniem Zosia przeszła infekcję wirusową. Zanim mama podjęła decyzję o zaszczepieniu dziecka, upomniała się jeszcze o przeprowadzenie badań, które okazały się w normie. Niestety, skutek był taki, jak  wspomniałam wyżej. To tyle z historii choroby, zanim zajęłam się leczeniem zaparcia u Zosi. Na początku pomocna okazała się Bryonia podawana systematycznie przez jakiś czas. Kiedy wywiązała się infekcja z gorączką i z żółtym, gęstym katarem, dziewczynka leczona  była Heparem sulfuris i Siliceą. Z powodu zatkanego noska i kłopotów z siusianiem dołączyłam Apis. Siliceę podałam również z tej przyczyny, że matka określiła zaparcie córki, jako parcie bez wypróżnienia. Na skutek takiego leczenia wydzieliny z noska zrobiły się białe, ustąpiły też problemy z oddawaniem moczu.  Silicea spowodowała wystąpienie wysypki w postaci pęcherzyków, która nie była uciążliwa, bowiem dziecko nie odczuwało swędzenia, ani pieczenia. Wysypka wystąpiła na dłoniach, nóżkach i pupie. Rozważana była przyczyna psychiczna zarówno wysypki, jak i zaparcia, dlatego też zostało podane Natrium muriaticum, po którym rzeczywiście wysypka ustąpiła bardzo szybko. Ustąpiło to, co wyrzucił organizm dzięki Silicei. Zaparcie ustąpiło, Zosia codziennie się wypróżniała grzecznie na nocniku, nie wyganiała już mamy z łazienki, przestała zasłaniać buzię rękami, co robiła wcześniej po to, żeby jej nie było widać. Jednak były to wypróżnienia bolesne. Kiedy była sadzana na muszlę miała od razu blokadę i wybuchała płaczem, robiła kupkę ściskając pośladki.  Matka dziewczynki brała pod uwagę wiele możliwych przyczyn takiego stanu rzeczy. Nie była jednak pewna, czy zaczęło tak się dziać od momentu, kiedy poszła do pracy, czy od czasu hospitalizacji córeczki, czy po prostu kiedyś nieudolnie zmierzyła Zosi gorączkę termometrem. Matka przytoczyła mi pewien artykuł, który gdzieś przeczytała, a oddający problemy jej dziecka: "Podczas wypróżniania dzieci mogą odczuwać ból. Kał jest zbity i bywa, że w stolcu pojawia się krew. U wielu dzieci występuje także postawa retencyjna. Maluch nagle przerywa zabawę, zaciska pośladki i zastyga w bezruchu, a gdy uczucie parcia mija, wraca do wcześniejszego zajęcia. Pojawia się także brudzenie bielizny. Są to zaparcia nawykowe- psychogenne. Występują po złym doświadczeniu z bolesnym oddaniem stolca. Dziecku może towarzyszyć drażliwość, która narasta aż do momentu wypróżnienia. Maluch po oddaniu stolca staje się pogodny. Niestety drażliwość znów będzie narastać aż do następnej defekacji". Po takim opisie dolegliwości Zosi zaleciłam Mercurius corrosivus Ch 15. Po tym leku zniknęły problemy z bolesnymi wypróżnieniami. Lek ten najprawdopodobniej był wskazany Zosi, kiedy przechodziła ostre zapalenie nerek. W czasie leczenia pojawiła się infekcja z wysoką gorączką. Dziecko było bardzo marudne, płaczliwe, zaczerwienione mocno na twarzy. Miała płytki kaszel i zapchany nos śluzowym wyciekiem. Kaszel nasilał się podczas płaczu. Pojawiły się znowu problemy z brzuszkiem- był twardy, wzdęty aż po same piersi. Zrobiła kupkę z dużą ilością śluzu. Zosia miała kontakt z osobami chorymi na grypę, więc leczenie skierowane było właśnie w tym kierunku. W pewnym momencie jednak zwątpiłam, że to jest w dalszym ciągu infekcja wirusowa, bowiem wysoka gorączka ciągle wracała zarówno po lekach homeopatycznych, jak i po Nurofenie. W wyniku podania Zosi Gelsemium, z nosa zaczęła schodzić żółta, ciągnąca się flegma. Jednak wynik Crp okazał się w normie- na szczęście. Kiedy mama dziewczynki wspomniała, że "idą" jej 5- ki, bardzo bolą ją dziąsła, które są opuchnięte, wszystko ułożyło mi się w całość Miałam wrażenie, że doznałam olśnienia- zaleciłam Chamomillę. Jednak Zosia była tak nieznośna, że nie wypiła tego leku, w ogóle nic nie chciała jeść, ani pić. Nie ustąpiła też wysoka gorączka. Ciąg dalszy nastąpi...