Niestety, pomimo tego, że mnie olśniło i że lek Chamomilla dla dzieci, które w tak charakterystyczny i uciążliwy sposób przechodzą ząbkowanie, był tym lekiem, którego szukałam, Zosia została hospitalizowana z powodu odwodnienia. Nie pierwszy i nie drugi raz, zanim zaczęłam leczyć to dziecko, przebywało ono w szpitalu. Tam ponownie przeprowadzono jej różne badania, łącznie z Crp i stwierdzono, że są dobre- na tej podstawie m. in. zdiagnozowano grypę. Zanim Zosia została przyjęta do szpitala, poleciłam jej mamie, żeby pojechała na wizytę do p. dr homeopatki, ta stwierdziła ostre zapalenie gardła, o czym wiedziałyśmy już przed wizytą. Ważniejsze jednak było to, że wykluczyła inne poważne choroby. Jednak leki przez nią zaordynowane- pozornie bardzo odpowiednie do tego przypadku: Mercurius sol, Pyrogenium, Arum triphyllum oraz Notakehl, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Już po Mercuriusie zrobił się cieknący, wodnisty katar, okropnie męczący kaszel, suchy dławiący. Nos był czerwony, opuchnięty i w końcu się zatkał. Zosia go bez przerwy tarła. Spała tylko z wysoko ułożoną głową, a zasypiała na rękach. Niestety utrzymywała się wysoka gorączka, która na kilka godzin tylko spadała po lekach przeciwgorączkowych, również homeopatycznych podawanych w wypadku grypy. Zosia w dalszym ciągu nie jadła i nie piła. Nie było sposobu, żeby ją do tego skłonić. Dlatego, jak wspomniałam wyżej, została hospitalizowana z powodu odwodnienia. Tam leczono ją objawowo, a więc zbijano gorączkę lekami oraz podłączono Sinecod w inhalacji, po którym nos zrobił się drożny i zaczęła schodzić z niego żółtozielona wydzielina- raczej bardziej zielona, niż żółta. Gardło było określane jako wirusowe. Podawano Zosi również krople z antybiotykiem do nosa i, kiedy przez okres doby nie pojawiła się gorączka, wypisano ją do domu. W tym momencie dziecko miało mokry kaszel, nos niby był drożny, jednak Zosia mówiła przez nos i spała z otwartą buzią. Mama po wypisaniu Zosi ze szpitala w dalszym ciągu kontynuowała podawanie kropelek do nosa z antybiotykiem oraz robiła jej inhalacje z soli. Po jedzeniu i piciu miała potrzebę odkaszlnięcia, gdyż w gardle ciągle zalegała jej flegma, ale nie miała kataru. Wiedziałam, że to jest stan chwilowy, że szybko wrócą objawy choroby. Nie jest to przecież wyleczenie. Najważniejsze jednak, że utrzymywała się poprawa z wypróżnieniami- nie są bolesne, nie ściska więc Zosia pośladków podczas defekacji. Robi kupkę spokojnie na nocniczku i nie musi być wtedy sama- nie zasłania buzi rączkami. Jednak, jak się tego spodziewałam, po pięciu dniach mama dziewczynki ponownie poprosiła mnie o pomoc, gdyż nosek ponownie był zatkany. Wszyscy wiemy, jakie jest to uciążliwe. Tym razem w celu rozjaśnienia obrazu choroby zaleciłam jedną dawkę Sulfur Ch 9. Nie minęło trzy dni, jak zadzwoniła mama i mówi, że owszem nosek prawie się odetkał, ale znowu pojawił się ból brzuszka, który był bardzo twardy, wzdęty. Ponownie Zosi chrupało w nosku ( chrupało, to określenie mamy ), język zrobił się biały, straciła apetyt, kupka była szczypiąca, a przede wszystkim pojawiła się znowu gorączka. Kiedy jeszcze dowiedziałam się, że bolą ją zęby, bez wahania zaleciłam Chamomillę. Następnego dnia dowiedziałam się, że wszystkie objawy ustąpiły, łącznie z gorączką oraz flegmą, która zalegała w gardle. Bolał jeszcze troszkę brzuszek, ale nie na tyle, żeby się tym niepokoić. Zastanawiałam się nieraz, jaki przebieg miałaby grypa, ostre zapalenie gardła, gdyby Zosia nie wypluła tego leku przed pobytem w szpitalu, ale naprawdę nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz